piątek, 31 sierpnia 2007

Nie chcę robić z siebie gwiazdy - wywiad z Marcinem Millerem z zespołu Boys

O juwenaliowej publiczności, fenomenie disco polo i latających na koncertach stanikach opowiada założyciel i wokalista zespołu, który rozgrzał do czerwoności publikę na Polach Marsowych – Marcin Miller z Boysów.

"Wiesz, jakie to jest uczucie, tak jak Markowski śpiewa o tych tłumach, które spijają słowa z twoich ust. To jest super, to trzeba poczuć"
fot. Sebastian Jeziorski
e-LAMA: Z czym ci się kojarzy lama?
- Lama? To to jest jakieś zwierzę, tak? Ale gdzie ono żyje? A co, to jest jakiś test?
Jak podobało ci się na Juwenaliach? Czy spodziewałeś się, że będzie tyle ludzi? Jeszcze nigdy nie widziałam takich tłumów na Polach Marsowych!
-To jest takie nastawienie, z którym spotykam się najczęściej: nigdy nie spodziewałem się, że ludzie mogą tak dobrze bawić się na twoim koncercie. To jest tak, że jestem w trasie od wtorku i gram wyłącznie studenckie koncerty i wiadomo, że przychodzi na nie dużo ludzi. Ale powiem ci, że tutaj byłem zszokowany- może reakcją tych ludzi. Wiesz, jakie to jest uczucie, tak jak Markowski śpiewa o tych tłumach, które spijają słowa z twoich ust. To jest super, to trzeba poczuć.
Czy parę lat temu też zdarzało wam się grać na juwenaliowych imprezach?
- Pierwszy raz zagrałem taki koncert w Olsztynie cztery lata temu. Pamiętam to dobrze, bo trochę się obawiałem, wiadomo - studenci, więc nie wiesz czego się spodziewać i jak zostaniemy przyjęci. Wtedy zobaczyłem, jak studenci naprawdę potrafią się bawić.
Na czym według ciebie polega fenomen disco polo? Dzisiaj na koncercie było więcej ludzi niż chociażby wczoraj na Kaziku...
- Moja hipoteza jest taka: Kazik gra dla pewnej określonej grupy ludzi i dobrze bawią się na jego koncertach ci, którzy go lubią. Ja jestem - nie wstydzę się tego powiedzieć - twórcą komercyjnym, piszę pod publikę. Staram się pogodzić lat pięć i sto pięć. To jest ten fenomen, że my nie wstydzimy się pisać prostych tekstów, prostej muzyki, która łatwo wpada w ucho i zostaje w głowie, tak że ludzie cały czas to sobie śpiewają.
Co spowodowało, że tak nagle skończyła się dobra passa disco polo, a teraz znowu wraca?
- Dobra passa skończyła się w tym sensie, że media pisały o śmierci disco polo. Opinia publiczna bierze to, co jej się podaje. Jeżeli o czymś się nie mówi w mediach, to to nie istnieje. Zespół Boys koncertuje od 17 lat, tylko że o tym się nie wiedziało, o koncertach można było się dowiedzieć tylko ze strony internetowej. Dla mnie poronione jest wyolbrzymianie tego problemu, że disco polo kiedyś tam umarło. Oczywiście był ciężki czas, grało się mniej koncertów, zespoły się wykruszały. Dyskoteki już nie chciały zatrudniać zespołów. A my jakoś to wszystko przetrwaliśmy. I teraz ni stąd, ni z owąd - nie wiem, co się dzieje. Szał.
Czy to prawda, że macie zajęte terminy aż do października?
-Nie. Już do kwietnia przyszłego roku.
Koncertujecie za granicą? Jak jesteście tam przyjmowani?
-Koncerty zagraniczne są zupełnie inne. To są o wiele mniejsze kluby. Nie oszukujmy się, kiedy artysta polski wyjeżdża, gra wyłącznie dla Polonii. To w kraju jest ta cała otoczka wokół polskich mega gwiazd, a za granicą one grają w tych samych klubach, w których ja koncertuję. Nieraz słyszę, że był taki a taki zespół i w ogóle się nie sprzedał, a na was to i zarobić można, i ludzie się bawią. To jest inny klimat, ludzie inaczej reagują, trochę bardziej rodzinnie. Chcą porozmawiać z tobą, co tam w Polsce słychać.
Wczoraj graliście koncert w Legnicy, prawda? I jak było?
- Tak, ludzie też fajnie reagowali, czekali na nas, tylko byli zmęczeni, bo koncert skończył się grubo po pierwszej.
Dziewczyny też rzucały staniki?
- To już jest chyba taka norma u studentów: jak my przyjeżdżamy, to staniki i taaakie reformy lecą na scenę. My odbieramy to jako zabawę.
Kolekcjonujecie te staniki?
-Nie, no nie mam taaakiej żony! (śmiech)
Czy to prawda, że odchodzicie od disco polo w stronę dance? Na czym polega różnica?
- Nie wiem, skąd pochodzi ta informacja, bo na pewno nie ode mnie. To jest tak, że mogę i hip hop tworzyć, i techno, ale krytycy, którzy mnie nienawidzą, będą zawsze mówić, że przecież to nie jest techno, to jest zwykłe disco polo. Będę robił swoje, a niech oni nazywają to sobie, jak chcą.

"Ja po prostu robię muzykę lekką, łatwą i przyjemną. Moje korzenie są w muzyce disco polo, ja z tego wyrosłem, muzycznie i medialnie. Nie będę od tego uciekał, nie będę srał w swoje gniazdo"
fot. Sebastian Jeziorski
Jakiej muzyki słuchasz prywatnie?
-Mam już hmhmhm lat i wychowałem się na latach 80-tych, więc dla mnie Duran Duran i Depeche Mode to są wykonawcy, których mogę słuchać non stop.
A jednak zdecydowałeś się na muzykę typowo rozrywkową. Nigdy nie myślałeś o zmianie kierunku?
- Nie, bo ja lubię to, co robię. Kiedy zakładaliśmy zespół, to nie było z myślą o tym, że będziemy zarabiać wielką kasę, bzykać panienki i w ogóle sex, beer and rock'n'roll. Robiliśmy to dla zabawy: pięć dni w tygodniu pracowaliśmy, w sobotę jechaliśmy na jakieś wesele zagrać, a potem w poniedziałek znowu do pracy. Później to urosło w siłę i teraz są wywiady, telewizja itd., to jest już inna sprawa. Jeśli ja bym chciał tworzyć coś innego, to tak, jakbym oszukiwał samego siebie i ludzi, którzy we mnie wierzyli, fanów. Gdyby przyszedł do mnie producent z wielkiej wytwórni fonograficznej i powiedział: „słuchaj, masz tutaj 5 baniek baksów, tylko będziesz takim bardziej popowym wokalistą", to byłoby to bardzo niedobre. Po pierwsze źle bym się czuł w takim repertuarze, musiałbym się chyba uczyć go na pamięć, to byłby główny powód. Piszę teksty od siebie, to co widzę i czuję, tworzę muzykę, która mi się akurat telepie w głowie. Wychodzę na scenę i nic nie potrzebuję, kiedy patrzę na ludzi i widzę, że się dobrze bawią już po pierwszym utworze, to już leci. I to jest to.
Pracujecie teraz na nowym materiałem?
- Powiem tak: materiał jest już ukończony, z tym, że człowiek jest bogatszy o doświadczenia, bo kiedyś podpisywał na prawo i lewo to, co mu się podsunęło pod rękę, dlatego teraz rozmawiam z różnymi ludźmi, przedstawicielami bardzo wielkich firm fonograficznych. Zdziwiłem się, że sami do mnie dzwonią i chcą być dystrybutorami mojej płyty. Zobaczymy, kto mi przedstawi lepsze warunki, wtedy będę mówił, że zarabiam lepsze pieniądze. (śmiech)
A jak reagujesz na ludzi, którzy tutaj przyszli, żeby się pośmiać, poprzebierali się?
-Ale to jest fun, to jest zabawa. Nie wchodzę na scenę z myślą, że jestem gwiazdą i macie coś robić pod moje dyktando. Absolutnie nie. Wiem, że ludzie przyszli się bawić, a ja mam zrobić tak, żeby oni bawili się świetnie. Dlatego zawsze wychodzę z tego „z tarczą". Nie chcę robić z siebie gwiazdy, chcę, żeby ludzie dobrze się bawili. Wychodzisz na scenę, bo tam czekają twoi fani, którzy cię utrzymują, bo oni płacą za bilety, kupują płyty. Czy oni się przebiorą, czy oni robią transparenty pseudoobraźliwe - proszę bardzo, oni robią to tylko dla zabawy.
Czyli tworzy się taka platforma porozumienia - ludzie przychodzą zrobić totalną zgrywę, wam to odpowiada...
-Ale to ty powiedziałaś, że robią zgrywę.
Rozmawiałyśmy z nimi.
-Musisz zauważyć jedno: młody Polak po tej całej nagonce medialnej na disco polo wstydzi się przyznać, że tego słucha. Jest bardzo mało osób, które powiedzą: „tak, znam zespół Boys, fajne piosenki śpiewa, mam kasetę bądź płytę w samochodzie". Więcej jest takich, którzy nie przyznają się do tego, a później wypiją sobie dwa browary, idą na imprezę i śpiewają „Jesteś szalona". To mnie bardzo boli, ale tak jest.
A co będziecie robić po koncercie?
Yyy, nie wiem, będziemy pić... wodę? Podobno jakieś afterparty jest, więc idziemy.

Brak komentarzy: